Z portretu łypią oczy faceta, w wieku około trzydziestki. Głowa opuszczona, broda przyciągnięta do szyi. Spojrzenie spod byka wbija się w widza jak wiertło. Świdruje na wylot. Obnaża wnętrze. Można się poczuć nagim nawet w ubraniu na cebulkę.
Twarz na obrazie wyraża zimną nieustępliwość, jakby żywa tkanka zastygła w żywicy epoksydowej, jak eksponat z muzeum figur woskowych. Ekspresja, wrażeniowość, ulotność – nie mają dostępu. Nie istnieją w tym obliczu.
Spojrzenie zogniskowane na widza jest sercem tego obrazu. Rzeczywistym wydaje się lęk odbiorcy. Strach o odkrycie prawdy. Prawdy o tym, jakim jest naprawdę. Panikę budzi sama myśl, że ktoś mógłby ujawnić tajne akta uczynków niegodziwych, myśli zazdrosnych i całej biedy charaktery. Prawda o brudzie ukryta tak głęboko, że spoczywa chyba w pięcie. Wydawało się, że nikt tam nie zdoła sięgnąć. Jednak facet z portretu dogrzebie się do jądra ciemności, jeśli jeszcze przez bodaj chwilę widz pozwoli na siebie patrzeć.
Obserwator boi się, a przecież to tylko obraz. Cóż z tego, jeśli nawet pozna wszystkie jego grzechy. Obraz, nie wyjawi żałosnej prawdy. Ale odbiorca sztuki usłyszę ją w myślach, a przecież piętą wdeptywał ją w ziemię, jako codzienną, rutynową czynność osobistej higieny psychicznej.
Był to opis obrazu z tego miejsca i tego czasu.
Zdjęcie obrazu "Bądź pozdrowiony mój fryzjerze", Sorn Gara, 100 x 70 cm, pastele olejne, akryle na kartonie.
Opis obrazu z tamtego miejsca i tamtego czasu.
Facet z tapirem na głowie. Białe włosy uformowane w kok, misternie poprzeplatane kosmyki tworzą ażurową formę, przywodzącą na myśl termitowy kopiec. Objętość fryzury dorównuje barokowym stylizacjom.
Patrzysz na ten portret i myślisz – Co jest z tym gościem? To fryzjer, który wlepia gały w twoje włosy. Pragnie twoich włosów. Chce ci je nożyczkami ściąć przy samej głowie. Pragnie twoich włosów. Pożąda ich. Jest opętany żądzą, chce je posiąść.
Fakty o powstaniu obrazu poza miejscem i czasem.
Obraz "Bądź pozdrowiony mój fryzjerze" powstał z powodu rozczarowania poziomem usług niejednego zakładu fryzjerskiego. Fryzjerzy, fryzjerki – wszyscy oni – mają niepohamowany apetyt na włosy. Ich nożyczki zajadają się nimi do syta. Głowa klienta po usłudze wygląda jak talerz po posiłku wylizany do czysta.
Fryzjerzy nie myślą racjonalnie, gdy w rękach błyszczą nożyczki. Ciach, ciach, ciach. Rozkoszują się hymnem swojego zawodu. Zahipnotyzowani tą mantrą tną i tną. Zdrowy rozsądek podpowiada im, by nie przesadzać, ale klient i tak zawsze jest krócej ostrzyżony niż tego oczekiwał. Fryzjer, który nie ogoli do zera, jest godny polecenia, bo zachował resztki rozsądku i jakoś jeszcze, chybotliwie i niepewnie, ale funkcjonuje w rzeczywistości swojej profesji.
Osobiście nie ufam fryzjerom, najchętniej strzygę się sama, z różnym skutkiem. Czasem wygryzione dziur w poszyciu głowy maskuję omotaną wokół głowy szmatą. Jednak świadomie decyduję się na te niedogodności, byle tyko uniknąć wzroku fryzjera.
Artykuł dla Czasopisma Nowe Pro Arte Uniwersytetu Adama Mickiewicz w Poznaniu
Commentaires