Jestem z pokolenia X, pokolenia pierwszych użytkowników komputerów osobistych i internetu. Ale na tych wynalazkach postępowy świat się nie zatrzymał i jak zaraza infekuje wszystkie dziedziny. Powietrza! Duszę się, gdy o tym myślę. Tonę w cyber-oceanie. Opadam na dno mulastej cyfrowej głębiny, a w ostatnim dotyku powierzchni wyczuwam opuszkami palców straszny los dla pokolenia Z i wszystkich następnych. Na końcu języka mam nieuchronny humanistyczny Armagedon. Jest mi od tego niedobrze. A parszywe słowo innowacyjność jest mi szczerze nienawistne.
Postęp techniczny stał się wektorem rozwoju cywilizacji. Wygenerowaliśmy ewolucję cyfrową, niematerialną, ale niestety nie duchową. Nie ma w niej materii, nic żywotnego, jedynie symulakry zbudowane z DNA zerojedynkowego. Żyjemy w świecie cyfrowym. Szkoda, że cywilizacja nie poszła w kierunku technologii literowej. Przynajmniej byłoby kulturalnie. Niestety, przyszło nam żyć w świecie umysłów ścisłych, w świecie postępu technicznego, oślizgło-podstępnej innowacyjności technicznej. Obawiam się, że samobójczo pędzimy, zostawiwszy daleko w tyle kulturę i świat wartości. Wysoko oceniane są kompetencje techniczne ukierunkowane na przebrzydły innowacyjny postęp, a na margines zepchnięto atrybuty wyobraźni twórczej. To smutne, że cały ten postęp skutkuje jedynie wytwarzaniem coraz doskonalszych oprzyrządowań informatyczno-webowo-aplikacyjnych, a ich produkcja stale się rozrasta, choć rozum nie pojmuje, po co całe to badziewie. Wszyscy dajemy się wkręcić, że właśnie ta aplikacja do sprawdzania jak wyglądamy ze świńskim ryjkiem jest nam niezbędnie potrzebna, by utrzymać się na powierzchni cyber-bajora. Ale nie ma się co łudzić, że dzięki temu będziemy w teraźniejszości, przyszłość już wyskakuje zza rogu i kokietuje reklamami nowszego ustrojstwa. Jesteśmy konsumentami, marketing implantuje w nas pragnienie posiadania, oczekuje wyników sprzedażowych. Jesteśmy potrzebni światu jedynie jako nabywcy.
A co powiedzielibyście na gadżet z patyka, koniecznie takiego, co leży bezpańsko na ziemi. To byłoby jak rebelia, krnąbrne dziwactwo lamusowych popaprańców. A ja chcę właśnie taki patyk. Wezmę go w dłoń i będzie to moja personalna aplikacja programu eko-bio-flor sterowana multisensorycznie. A jakże – popatrzę na niego, poczuję w ręce, powącham i z hardością w sercu ugryzę.
Czy naprawdę ludzie potrzebują inteligentnego mydła, akademii włosów, logicznych paznokci i obrzydliwej innowacyjnej margaryny, która popełniła plagiat, udając, że jest masłem. Mam tego serdecznie dość. Kręci mnie w żołądku i dostałam nudności od innowacyjnej, maślanej margaryny. Ale to drobnostka, bo płuca już nie mają czym oddychać, zalane zapisem cyfrowymi. Ostatnim bastionem zanikającego życia jest między zębami drzazga z patyka.
"Albert Einstein", Sorn Gara, 1999, 100 x 70 cm, pastele olejne na kartonie.
Technika zamierza udowodnić, że jest doskonalsza od natury, ale to przecież giga paradoks. Technika jest przekonana, że jak coś zeskanuje i wydrukuje, to wyjdzie nam to na zdrowie. Technika jest płodną grafomanką. Jej twórczy dorobek wypełnił szczelnie eter na ziemi, unosi się w niebie, ponad satelitami i płynie przez kosmos. Technika pisze językiem nowej generacji, pismem niealfabetycznym, dalekim od pisma ideograficznego, klinowego, czy analitycznego. Jej zapis jest cyfrowy. I tu mamy szkopuł, bo zapis cyfrowy nie poddaje się swobodnej interpretacji. Jest znaczeniowo sztywny jak blacha. Wieloznaczeniowość, subiektywny odbiór, symboliczność, peryfrazyczność, metafizyczność, metaforyczność, tajemniczość, etc. zupełnie go nie dotyczą.
Odpowiedzią na pytanie, czy czytanie bestsellerów autorstwa Techniki wyjdzie nam na dobre, niech będzie wypowiedź Alberta Einsteina.
"Najświetniejszą z rzeczy, których możemy doświadczyć, jest tajemnica. To uczucie jest fundamentem prawdziwej sztuki i prawdziwej nauki. Ten, kto go nie zna, kto już nie umie się dziwić, nie odczuwa zdumienia, jest tyle wart co trup, co zgaszona świeca."*
* Barry Parker Einstein. Pasje uczonego, Twój Styl, Warszawa, 2006.
Artykuł powstał dla ProArte Kwartalnika Kulturalnego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Comentários